Archiwum 30 grudnia 2015


milczac
Autor: czaaarownica
30 grudnia 2015, 10:37

Wiecie co jest w tym wszystkim najgorsze? Że ja nadal czekam! Mam nadzieję, że zrobi cokolwiek, że zawalczy o nas...że okaże skruche....że odezwie się...wchodze co chwilkę na pocztę mailową choć wiem, że nic tam na mnie nie czeka...mimo że powiedział mi że poczeka jak ja się odezwę pierwsza....ja nadal karmię się nadzieją...nadzieją na niemożliwe! Ale czy tak nie powinno być że jeśli się kogoś naprawdę kocha to powinno się zrobić wszystkoby druga osoba wiedziała że jest gdzieś tam w świecie osoba, ktora kocha, czeka...tęskni...??? Czy ja mam jakieś spaczone spojrzenie na to wszystko? Naprawdę nie ogarniam tego. Oglądam jego zdjęcia....jest taki nieidealny ale mój!!! Jego rysy twarzy - znam je na pamięć. Katuje się wiem. Ale inaczej nie potrafię. Nie w tej chwili. Chciałabym naprawdę przestać istnieć. Stać się niewidzialna. Bez żadnych uczuć - czegokolwiek. Ale tak nie można. Nie da się! Ale jest plus tej sytuacji. Teraz mam 200% pewności że książę jest już przeszłością definitywnie zamknięta. Bo jeszcze do niedawna pewnie by przeszło mi przez myśl by do niego napisać...ale teraz nic z tych rzeczy...Romeo siedzi mi w główce....mam pewność, swoją pewność....kiedy na cokolwiek jest już za późno....moje małe szczęście.....czy ja już doszczętnie oszalałam? Młoda, atrakcyjna, inteligentna kobieta....a czuję się jakbym miała milion lat....miłość potrafi dać skrzydła ale również potrafi zrzucić człowieka na samo dno....ja właśnie jestem....na dnie....z czerwonym nosem, opuchniętymi oczyma....i to na własne życzenie!!! 

milczac
Autor: czaaarownica
30 grudnia 2015, 08:28

Jak przebiegło nasze rozstanie? Rozmawiałam z nim. Raczej próbowałam żeby powiedział mi całą prawdę. Już w ciągu dnia przez telefon powiedziałam że zawiodłam się na bliskiej osobie. Że kłamstwo boli, że tego nie potrafię wybaczyć! A on mi już wtedy powiedział że nigdy mnie nie okłamał. Że nasz związek chcę zbudować na porządnych fundamentach...że jest względem mnie uczciwy...a ja znalazłam ten kwit, później dragi.....chciałam nie mówiąc mu nic o tym by mi to wyjaśnił, żeby się przyznał...ale on nic nie powiedział, nic na ten temat....a po drodze wyszły inne kłamstwa.....poprosiłam żeby jechał do domu do siebie...z początku nie chciał...chciał poczekać w aucie....ale byłam nieugieta....powiedział że mnie bardzo kocha, że przeprasza....ja też mu odparłam że jest dla mnie wszystkim...ale kłamstwo boli....pojechał..napisał że prosi o wybaczenie...ja mu odpisalam żeby złożył swoim bliskim ode mnie życzenia świąteczne....później zadzwoniłam bo się martwilam - wiem głupia ja.....rozmawialiśmy spokojnie....jakby nigdy nic....wsiadłam do samolotu.....i kontakt urwany...poza tym, że na drugi dzień puścił mi dzwonka- prwnie się pomylił....i teraz ja siedzę, płacze, tęsknię....a on ma wyjebane...milczy tak jak ja....