12 marca 2016, 23:22
No i co....wracamy do stanu huśtawki emocjonalnej....mam wrażenie że muszę grać, że Romeo właśnie tego oczekuję. Chcę takiej kobiety uległej, pod niego....która będzie podporządkowana jego jestectwu...a ja pomimo że cholernie mi zależny tak naprawdę nie dam rady. Czuję wewnętrzny bunt. Tak bardzo chcę być jego, tak bardzo chcę żeby on był mój...ale na równej płaszczyźnie. Czyż nie na tym polega związek? Nie tylko na braniu ale również na dawaniu? Jak ja mam z tym sobie poradzić jak mam wrażenie że jestem z tym sama...tym bardziej że jestem przed nim taka obnażona, wręcz przezroczysta i nie potrafię przywołać tej stanowczej, nieugietej kobiety....którą Romeo nazywał ta zła....
Książe pisał na maila...czuję że tak jakoś że pomimo że bardzo nasze drogi się rozeszły staję się właśnie przez to bliższy....czy to zalążek przyjaźni czy raczej początek mojego piekła....??