Archiwum styczeń 2016, strona 2


milczac
Autor: czaaarownica
17 stycznia 2016, 08:40

Tak jak wspomniałam to nie był koniec. Romeo irytował się z byle powodu. Stwierdziłam, że jest nienormalny! Bo przecież nikt normlany się tak nie zachowuję! A on....jak się nie zerwał, zaczął ubierać...niezła szopka.....zapytał się po co jestem z nienormalnym człowiekiem? Nieee....on usłyszał, że powiedziałam, że jest czubkiem z żółtymi papierami...heh w tamtym momencie nawet tak pomyślałam...ale ugryzłam się w język....bo niby ja mam swoją wrażliwość ale on na swój sposób jest bardziej wrażliwy. 

Oznajmił, że zablokował się przed moim wyjazdem kiedy wyszły na jaw jego kłamstwa....coś w nim pękło bo stwierdziłam, że ta jego miłość nie jest nic warta....noooo ale czyż mie tak jest? Kiedy się kogoś kocha to się nie okłamuje!!!! I nie ma na to usprawiedliwienia - żadnego.....

Naturalnie mój szaleniec nigdzie nie pojechał....śpi...a ja bije się z myślami co dalej....choć mam świadomość, że z tej mąki chleba nie będzie....

milczac
Autor: czaaarownica
16 stycznia 2016, 22:11

Patrzyłam się na Romeo i nie rozumiałam skąd w nim tyle złości, irytacji....do tego stopnia, że rzucał skibką chleba...serem....jego zachowanie poprzedzał telefon- niby przyjaciel...ale winę zgonił na mnie...bo źle się spojrzałam!!! Zadawał pytania, a w głosie pełno było pretensji cholera wie o co! Mało tego zachowywał się głupkowaro jakby za wszelką cenę chciał mi pokazać, że to on jest tym biednym poszkodowanym..... Na pytanie dlaczego się rak zachowuję on odparł po chwili namysłu, że odczuwa presję na samą myśl o seksie ze mną...że nie spełni moich oczekiwań....bo czuję, że będzie przeziębiony!!!! Heh no powód niezły...no ale jak on to twierdzi- seks nie jest najważniejszy!!!! Bałam się go przez moment...kazałam przemyśleć swoje zachowanie bo właśnie taki sam schemat jest przez telefon, kiedy się kłócimy....przemyślał..teraz twierdzi że nie ma pojęcia dlaczego...czuję, że to nie koniec na dzisiaj rozważań dlaczego tak a nie inaczej....

milczac
Autor: czaaarownica
15 stycznia 2016, 23:39

Nic nie dzieję się bez przyczyny! Zgadzam się z tym w zupełności. Ale niekoniecznie kiedy opieramy się na tym stwierdzeniu i na zasadzie co ma być to będzie nie robimy nic. Nie walczymy, jesteśmy bierni....obojętni...bo w końcu co ma być to będzie. Tylko żeby ten mechanizm zaczął działać musimy dać z siebie coś, coś więcej niż tylko przeglądanie się - oczywiście jeśli nam zależy bo w innym przypadku nie ma nawet o czym mówić....

Spotkanie z Romeo...niby się stara niby nie....taki narcyz...egoistyczny....żyje w swoim jestectwie i oczekuję żebym niczym małpa latała nad nim i jeśli okaże odrobinę dobrej woli mam klaskać niczym foczka...tylko...tylko, że ja nie lubie cyrku....jakiegokolwiek.....teraz chwila wytchnienia...on śpi....a ja sam na sam z samą sobą zastanawiam się nad dzisiejszym dniem gdzie był książę....martwił się i przyjechał....przynajmniej mi węgiel do podajnika zapodał....

 

Mam mętlik w swojej małej głowie....

milczac
Autor: czaaarownica
15 stycznia 2016, 07:23

Wczoraj nie pisałam bo doslownie padłam na pysk. Do tego stopnia wycieńczyłam organizm, że co chwila krew znosa leciała. Nie ukrywam, że mało co śpie i jem praktycznie nic...a co najgorsze nie odczuwam głodu. 

Po całym dniu- ciężkim dniu niczym jal na deser dostałam kłótnie z Romeo. Powód? Ten sam! Czyli Romeo mówi, mówi i tylko mówi przy tym nie otrzymując słowa....jednoznacznie mu powiedziałam ( kolejny raz) że chcę czynów a nie słów...więc czyni ale w drugim kierunku...traktuje mnie jak ostatnią szmatę - nie ja tak się czuję. Oczywiście zaprzecza ale nie zmieni to moich uczuć.... Tak jest i koniec bo nie dość że względem mnie nie dotrzymuje słowa to jeszcze mnie lekceważy i mówi takie słowa....no ale trzeba mu wybaczyć, dać czas - tego on ode mnie oczekuję....a ja czuję że oddalam się od niego...przestaje mi zależeć....

milczac
Autor: czaaarownica
13 stycznia 2016, 21:44

Ludzie się nie zmieniają prawda? Mogą się starać być lepszym - naprawić ewentualne błędy....ale nie swoją naturę, przyzwyczajenia.... Możemy się łudzić, cieszyć z chwilowej poprawy.... Będziemy się uśmiechać, tryskać energią....być szczęśliwym....by za moment poczuć gorzki smak rozczarowania.... Naiwność! Oj tak....ona nami kieruję...życiowy kalejdoskop szczęścia... Wczoraj byłam na górze a dziś na dole - i nie kojarzyć mi tu z pozycjami seksualnymi - od tak mały żart sytuacyjny....po prostu okazuje się - o zgrozo że na tym polega życie...by mogło być dobrze i nie dobrze....bo jak jest tylko dobrze to jest nie dobrze....tylko jak jest notorycznie to samo? To albo mamy do czynienia z psycholem albo sami przejawiamy głupotę...choć jedno nie wyklucza drugiego....uhm....wczoraj był Romeo u mnie. Tęsknił i przyjechał choć ja osobiście uważam że dużym czynnikiem był fakt że zarzuciłam mu, że znów myśli o sobie ( na 15 min przecież nie będę przyjeżdżał - jego słowa) no ale był...było miło....no ale wszystko posypało się kiedy wyrzygał że znowu nie wyspany, że daleko do pracy, że się spóźnił.....ech....zadaję sobie pytanie co ja tu robię - z nim....skoro nie spełnia moich podstawowych oczekiwań a wręcz przeciwnie narzuca mi swoją wolę niczym tresura...oj tak...myśli że wychowa...swoją własną suczkę..... Nie, nie, nie.....chcę żebym tylko go kochała - na jedno wyjdzie....

 

Rozmawiałam dzisiaj z księciem (wiem po łapach mi za to) chciał wczoraj przyjechać do mnie - z żoną! Przecież jesteśmy przyjaciółmi ups tudzież znajomymi dla żony...jego żony...

milczac
Autor: czaaarownica
12 stycznia 2016, 21:21

Im bardziej się staramy, w ogóle kiedy sie staramy jest to totalnie niedoceniane. Człowiek robi coś w dobrej mierze i co? I nic! Aż chciałoby sie ordynarnie powiedzieć wielkie gów*****no.... no ale z obserwacji wnioskuję, że to normalne. Heh.... ładna normalność, można by popaść w skrajność bo odwdzięczanie się pięknym za nadobne to też nie jest rozwiązanie. I jak tu nie zwariować? No nie da się. Albo człowiek musi mieć totalnie wyje*****bane albo musi mieć cholernie twardy tyłek, bo od szaleństwa jest dosłownie jeden krok... cóź złotego środka tu nie ma. Można upierać się przy swoim i niczym hazardzista stawiać wszystko na jedną kartę albo pozwolić się sponiewierać.... ja dzisiaj postawiłam.... i moje zostało na wierzchu.... bo bycie z kimś nie polega, że jest się tylko dawcą.... trzeba załączyć wewnętrzny egoizm - zdrowy egoizm i czekać....a noż widelec wygramy....od tak, taka mała loteria.

milczac
Autor: czaaarownica
11 stycznia 2016, 23:50

Jestem już u siebie! W swoim łóżku wtulona w swojego jaśka! Jakie cudowne uczucie. Heh człowiek naprawdę nie docenia tego co ma....no ale jak ja to twierdzę nic nie dzieję się bez przyczyny....cała ta awaria nie tylko miała na celu szarpnąć moją kieszeń ale również sprawdzić na kim można tak naprawdę polegać. Jak zwykle szybka eliminacja, małe potwierdzenie i jest jak jest...czyli jak? Słuchawki w uszach...w tle Bajor....uwielbiam go....głowa ćmi...ale jutro obudze się jak " młody Bóg"....mam kilka spraw do załatwienia no i ogarnąć dom bo chlew niezły się zrobił.... 

 

Z Romeo sprawy mają się jak się mają..jak już zaznaczyłam zależy mi na tym facecie ale nie zrobię nic żeby nam pomóc tak jak tego on by chciał. Starałam się ale nie doceniał więc ma na co sam sobie zapracował. Jak już było wspomniane cholernie ciężki żywot mnie z nim czeka... W ogóle chodzi mi po głowie co mi się śniło- obudziłam się z krzykiem i cała byłam roztrzesiona... Mam nadzieję że zanim popłyne w objęcia Morfeusza wszystko mi się przypomni!

milczac
Autor: czaaarownica
10 stycznia 2016, 12:37

To była ciężka noc. Nad ranem z wycieńczenia padłam na pysk. Okazało się, że Romeo znowu okłamał. Tym razem wszystko na świeżo....w czwartek jak się spotkaliśmy...obiecywał że już mnie nie skrzywdzi...że już nigdy nie okłamie...że powiedział mi całą prawdę....ok. Tak pomyślałam. Zalałam mu po tej rozmowie pytanie - odpowiedział a ja się niedoszukiwałam....aż wczoraj tj dzisiaj w nocy nie wiem dlaczego ale powtórzyłam pytanie....a odpowiedź była inna. Nie wytrzymałam. Tu obiecuje że naprawi to co spieprzył by z pełną świadomością mnie okłamać! Argumentował się tym, że się bał. Ale nie wie czego...heh...porządne fundamenty....powiedziałam że to koniec, że jak dla mnie to zbyt wiele....płakał prosił...on nie chcę tego...tylko czy on kiedykolwiek zastanowił się co ja czuję? Cały czas mi dokłada. Twierdzi że sam nie może zrozumieć swojego zachowania...że wie że bardzo mnie kocha i nie ma świadomość swojego zachowania. Czyżby to objaw jakiejś choroby? Zaburzenia psychiczne?