Śnił mi się mój książę, mianowicie, że do mnie dzwonił.... do tego stopnia był ten sen realistyczny, że jak się obudziłam trzymałam telefon w dłoni. Nie chcę przyjąć tego do świadomości, ale ja tęsknie..... tęsknie za człowiekiem, który nigdy nie był dla mnie.... życie potrafi nam robić niespodzianki, stawiać ludzi na naszej drodzę całkowicie dla nas zakazanych.... staram się odgonić od siebie myśli o nim, ale cóż.... one we mnie są!! Pogodziłam się z faktem, że zawsze jego osoba będzie we mnie....ale dla dobra wszystkich... jego, mojego.... niech one tam zostaną.... stłamszone przez codzienność.... codzienność, która już nie będzie dzielona z nim....
Romeo wczoraj zaprosił mnie na weekend.... a ja nie mam ochoty się z nim widzieć. Zauważyłam, że mój entuzjazm co do jego osoby osłabł.... sama zastanawiam się dlaczego? Czy to zostało spowodowane tym, że rozmawiał o moim "problemie" i tak zawiódł moje zaufanie - co zostało mu wybaczone... wszakże każdy ma prawo do mniej logiczego zachowania.... czy tez świadomość, że znów będę toczyć walkę pt: zapominam że kochałam i byłam na swój sposób szczęśliwa z księciem.... czy może gdzieś coś we mnie jest i ma nadzieję.... nadzieję, że jednak będzie mi dane kiedyś.... na chwilkę.... być z księciem.... w końcu tyle lat mamy za sobą....a tego nie da się od tak skreślić, zapomnieć.... choć zdaję sobie sprawę, że decyzję, którą podjęłam.... robie coś najlepszego w swoim życiu..... znowu nachodzę mnie refleksję, których tak naprawdę nie chcę bo i po co.... skoro z góry oboje założyliśmy, że nigdy nam nie będzie dane.....no nic.... powtarzam sobie na głos, że to koniec, koniec bajki tysiąca i jednej nocy.....