I co? Cały dzień się do Romeo nie odezwałam. Skoro tak mu źle kiedy jest ze mną to niech zobaczy jak jest beze mnie. Naturalnie dzwonił, prosił bym tego nie robiła tj żebym nie jechała do sieie do domu, pisałam że mnie kocha.... a ja uparcie milczę choć nigdzie nie pojechałam, a wiem, że powinnam! Ale do jasnej cholery, zależy mi na nim, tak bardzo....choć jego poranne słowa....że jest na mnie zły....zły, ale dlaczego? za to, że zwracam mu uwagę zgodnie z jego wolą? Jak można komuś coś ofiarować a póżniej od tak to zabrać, nie podając powodu a na dokładnie sprawić, że biorca czuję się winny...przecież ja go o nic nie prosiłam, sam wyszedł z inicjatywą a teraz dostaję mi się połapach....zresztą jak ze wszystkim! Wcale się nie zdziwię jak wróci z pracy i będzie jazda...pt: dlaczego nie raczyłam odebrać telefonu. Nie tak ma to wyglądać! Jestem w totalnej rozsypce emocjonalnej. Siedzę na prochach uspakajających bo przecież z nim inaczej się nie da..... wiecie co mnie dobiło? Że zarzucił mi, że jestem jak jego była! Tylko, że ja nią nigdy nie byłam i nie będę. Może on podświadomie tego oczekuję....sama nie wiem. Wydaję mi się, że on sam tak naprawdę nie wie czego chcę. Mam wrażenie, że szuka byle pretekstu, żeby wyładować na mnie swoją frustrację....niezadowolenie....i niepowodzenie....ale przecież tak nie może być....więc dlaczego w tym tkwię? Wrócił syn marnotrawny..... po minie wnioskuję, że będzie ogień....no ale to dobrze, bo jak raz a porządnie sparzę sobie tyłek to dostanę nauczkę i się opamiętam, raz na zawszę!!!!