Wiecie co jest w tym wszystkim najgorsze? Że ja nadal czekam! Mam nadzieję, że zrobi cokolwiek, że zawalczy o nas...że okaże skruche....że odezwie się...wchodze co chwilkę na pocztę mailową choć wiem, że nic tam na mnie nie czeka...mimo że powiedział mi że poczeka jak ja się odezwę pierwsza....ja nadal karmię się nadzieją...nadzieją na niemożliwe! Ale czy tak nie powinno być że jeśli się kogoś naprawdę kocha to powinno się zrobić wszystkoby druga osoba wiedziała że jest gdzieś tam w świecie osoba, ktora kocha, czeka...tęskni...??? Czy ja mam jakieś spaczone spojrzenie na to wszystko? Naprawdę nie ogarniam tego. Oglądam jego zdjęcia....jest taki nieidealny ale mój!!! Jego rysy twarzy - znam je na pamięć. Katuje się wiem. Ale inaczej nie potrafię. Nie w tej chwili. Chciałabym naprawdę przestać istnieć. Stać się niewidzialna. Bez żadnych uczuć - czegokolwiek. Ale tak nie można. Nie da się! Ale jest plus tej sytuacji. Teraz mam 200% pewności że książę jest już przeszłością definitywnie zamknięta. Bo jeszcze do niedawna pewnie by przeszło mi przez myśl by do niego napisać...ale teraz nic z tych rzeczy...Romeo siedzi mi w główce....mam pewność, swoją pewność....kiedy na cokolwiek jest już za późno....moje małe szczęście.....czy ja już doszczętnie oszalałam? Młoda, atrakcyjna, inteligentna kobieta....a czuję się jakbym miała milion lat....miłość potrafi dać skrzydła ale również potrafi zrzucić człowieka na samo dno....ja właśnie jestem....na dnie....z czerwonym nosem, opuchniętymi oczyma....i to na własne życzenie!!!